Koherencja serca


 O koherencji wspominałem już także nastąpiła kolei na jej rozpisanie. Opiszę jak ją rozumiem na swój sposób ponieważ w internecie znajdzie się wiele publikacji na ten temat, nie trzeba tego powielać. 
 Zjawisko to świadomie zaczęło się tworzyć podczas moich spacerów po okolicznych wzgórzach. Na zewnątrz, z dala od domu spędzałem bardzo dużo czasu. Spacery odbywałem regularnie, a gdy było wolne od jakichkolwiek zajęć trwały one nawet kilka godzin, na przykład w niedziele. Miałem długie chwile na spędzaniu czasu sam ze swoimi myślami.  Część ludzie nie ma nawet na to czasu. Gdy go znajdzie zajmuje mózg znanymi zapychaczami. Tak jak proces myśli, suma energii jaką na to poświeciłem było jedną z głównych form kształtowania mnie, tak tu idziemy dalej do rdzenia.


 Czym jest rdzeń?

 Rdzeń to zdobyty cel jaki nadaliśmy sobie w czasie rozpoczęcia wędrówki po wszechświatach gdy palec Stwórcy zakręcił wszystko aby wprowadzić nas w ruch. Cel ten zdobywamy poprzez doświadczenie tego co wiemy. Nie mówię tutaj o wiedzy z jaką schodzimy tutaj na ziemię, nie oszukujmy się wiemy nie wiele. Mówię o wiedzy którą posiada nasza dusza od czasów stworzenia. Doskonale ona wie kto ją stworzył i dlaczego. Zna swoją wartość i piękno dzieła jakim jest. Rozgrywka idzie o to aby to doświadczyła. Doświadczyła najlepszej wersji siebie. Na ziemi ma możliwość poczuć, doświadczyć, stać się najwyższym mniemaniem o sobie. Bez tego tylko wie kim jest, doświadczając staje się tym. Wszystko co jest w około to energia, ta widzialna i ta trochę mniej. Jest to część tej energii z której sami pochodzimy. Idąc dalej, doświadczając wszystkiego co nas otacza doświadczamy tej części siebie z którą mamy dalszy kontakt. Użycie słowa "dalszy" jest tu trochę umowne ponieważ tworzy podział. Starając się to opisać pozwolę sobie jednak go użyć, mimo to myślę że każdy będzie wiedział o co chodzi.
 Stan koherencji jest tym doświadczeniem które nas stwarza, pozwala być. Mamy możliwość poczuć w sercu to co wiemy. Rdzeń to uczucie które przepełnia nasze wnętrze, klatka piersiowa jest rozrywana wibracjami, a w najdalszych zakątkach wszechświata wiedzą że właśnie "to" poczuliśmy. Uczucie "tego" bezpośrednio nas definiuje, możemy wiedzieć wiele rzeczy ale dopiero poczucie naszej własnej wiedzy pozwoli nam w pełni i nierozerwalnie sobie to uświadomić. Nie możemy wyprzeć doświadczeń, informację już tak.
 Harmonia w sercu jaka w nas następuje jest zgodna z tym czego planowaliśmy doświadczyć. Odczuwając ją mamy sygnał "tak właśnie jesteś tu gdzie pragnąłeś być". Możemy się skupiać na swoim wnętrzu jak i na otaczającej nasze ciało rzeczywistości. Dzieje się to w szczególności w połączeniu z przyrodą, podziwiając jej piękno, będąc jej częścią. W moim życiu wszystko zaczęło się właśnie od przyrody.


 Przyroda i ja

 We wczesnym wieku dziecięcym byłem objęty wieloma zakazami jak i mój nabyty prze to strach blokował mnie przed wyruszeniem w dalekie samotne wędrówki. Mimo to spędzałem wiele godzin na zewnątrz w bliższej odległości bądź w okolicy zamieszkanej przez ludzi. Dalsze piesze podróże odbywałem z kimś. Etap ten kształtował moje życie w taki sposób że wiele barier i blokad które obecnie potrafi posiadać człowiek nie istniało a pewne rzeczy stały się po prostu normalne, zwykłe. Można powiedzieć że stawałem się częścią ziemi. Pragnienie zabawy i bycia na zewnątrz po dniu spędzonym w szkole było niepojęte. Wtedy też czas jeszcze tak nie pędził a uczucie zmęczenia w nogach przyjemnie i skutecznie przykuwało wieczorem do łózka.
 Drugim etapem był wiek nastoletni. Miałem wtedy około 12 lat i pierwszego własnego psa. No i jak tu żyć, na spacery trzeba zacząć było chodzić.  I tak dumnie ze smyczą w ręku wyruszałem to raz na zachód, raz na wschód, dzień w dzień. Musiałem być naprawdę chory aby nie pójść i zlecić to komuś innemu, z nakazem aby spacer był nie za krótki i obserwując przez okno czy wszystko przebiega zgodnie z przepisami. Moje pole poznawania okolicy się rozszerzało pędzone pragnieniem poznawania świata. Pierwsze kilku godzinne spacery zostawiały za sobą dziwne poczucie ogromu odległości jakiej przebyłem, poczucie które nakręcało. Zacząłem interesować się survivalem i też czasem wyruszać bez psa. Oczywiście nie zapomniałem dbać o niego wcześniej bądź później. Zacząłem się zakochiwać w piękne jakie widziałem, zacząłem odczuwać przestrzenie jakie pokonywałem i jakie są jeszcze przede mną, zacząłem się łączyć z duchem jaki istniał.
 Etap trzeci to pełnia synchronizacji. Nie pamiętam kiedy wydarzyło się to pierwszy raz. Wiem natomiast że serce zabiło w rytmie ziemi a ja poczułem energię boską rozpościerającą się w moich piersiach. To uczucie nazwę po prostu Miłością. I tu dzieje się wszystko o czym pisałem. Odczuwamy doświadczamy uświadamiamy i stajemy się tym. Uczucie to będzie już deptało nam po piętach całe życie, nawet jeśli będziemy chcieli się go wyprzeć, nie będziemy mogli. Uwierzcie mi, ja już próbowałem wiele razy. Zawsze w takim momencie pojawiała się ostatnia deska ratunku, łzy i niemoc. Teraz gdy o tym piszę też mi się jedna pojawiła wspominając te straszne a zarazem jedne z najpiękniejszych chwil w życiu. Łzom towarzyszyło wiele myśli, najlepiej opisać to tak: "To nie tak miało wyglądać, nie chcę być zły, chcę być szczęśliwy". Nasz mózg który odczytuje wiedzę może wielu rzeczom zaprzeczyć, odczuciom którymi się staliśmy już nie może. Jak bardzo uderzę w mrok tak nie mogę w nim pozostać. Uświadomiłem sobie że nawet jeśli bym poszerzył mroczne granice to i tak odbije w drugim kierunku, tylko im głębiej zlecę tym bardziej zaboli. Nie ma to praktycznie żadnego sensu, a wystarczy że sobie to tylko wyobrażę.

 Bóg i ja

 Przyrodnicze stany koherencji pojawiały się coraz częściej. Boska energia zaczęła otwierać kolejne jej przykłady. Miłość zaczęła wznosić się ku górze, dosłownie. Najczęściej z boską energią łączyłem się na szczycie góry. I właśnie zacząłem rozmawiać hahaha sam ze sobą! Z boku może to się wydawać absurdalne ale odczuwałem dialog. Pojawiały się odpowiedzi na moje pytania, stawałem się nimi natchniony. Od tego czasu podczas spacerów coraz częściej to robiłem, w przypływie szczęścia odczuwałem flow a to tworzyło dialog.  Energia boska pojawiła się też w medytacjach o czym wspominam w poprzednich postach.


 Dziecięce szczęście

 To co tutaj opiszę może nie jest dla wszystkich codziennością wspomnień z pierwszych lat życia. Tak jak próbowałem dociekać czy inni też tak mają znalazłem odpowiedz że niekoniecznie. Zastanawiałem się nad tym długo, wydawało mi się to mało prawdopodobne a najbliżej prawdy wydaje mi się stwierdzić "po prostu nie pamiętają?hmm...". Jako dziecko często się wygłupiałem, no jak to dziecko - nic szczególnego. Wygłupom tym towarzysz często śmiech, problem był gdy wygłupy się kończyły a śmiech pozostawał.  Śmiałem się chyba wtedy już z samego śmiechu aniżeli z czegokolwiek, zwijając się w kulkę z bólu zaciśniętych mięśni brzucha. Motorem napędowym było już nieuzasadnione szczęście, czysta radość. A czy Ty może miałeś tak lub jesteś takim szczęściarzem i masz to na dal?! Czy nie stworzyło by to przyjemniejszej egzystencji śmiejąc się dla samego głupkowatego nastroju? Determinując samo w sobie weselsze wydarzenia które sprowokujemy. Przed bólem spowodowanym śmiechawką to nawet największy twardziel klęknie. Obudzić w sobie dziecko w naszej codziennej dorosłej egzystencji to jest chyba to o czym mówią tuziny nauczycieli duchowo tematycznych. Dorośli są chyba po prostu zbyt spięci i tratują to trochę dosłownie jakbyśmy mieli postradać zmysły i zamienić się w bobasa. Spokojnie, możemy zachować swoją  rozwijająca się świadomość. Naszym zadaniem jest wyluzować i nauczyć się cieszyć jak to robiliśmy kiedyś. Połączanie samo przyjdzie.

 A i jeszcze jedno
 Nie zapominajmy

 Marzyć...


Komentarze